Samochody elektryczne jeszcze niedawno były uznawane za dziwolągi. Rankingi, które prezentujemy poniżej, dowodzą, że rynek „elektryków” wciąż się rozwija. Dzięki infrastrukturze sprzyjającej kupnie kierowcom coraz łatwiej można stać się posiadaczem auta na prąd – również na rynku wtórnym, za połowę ceny salonowej. Na jakie modele warto zwrócić uwagę?
W swoim dążeniu do perfekcji, nowoczesnego i łatwiejszego życia, staliśmy się bardziej proekologiczni – przynajmniej na pozór. Przyjazne środowisku samochody elektryczne zdobywają popularność od kilku lat. Ich potencjał tkwi w cenie i praktyczności – choć różnie z tym bywa.
Wyjątkowo oszczędne rozwiązanie
Do przejechania 100 km miejskie auto elektryczne potrzebuje ok. 15 kWh. Przy koszcie ok. 60 gr za 1 kWh, cała trasa będzie nas kosztować jedynie 9 zł.
W konfrontacji z samochodem benzynowym, gdzie 100 km miejskiej jazdy to ok 21 zł, samochód elektryczny wydaje się więc być strzałem w dziesiątkę. Jeśli jednak ktoś „tankuje” swój samochód na prąd w domu, w którym działają ogniwa fotowoltaiczne, większą część roku jeździ… zupełnie za darmo! Właśnie tak zrobił Thomas Heisenberg z Mülheim – propagator taniego jeżdżenia na prąd. Nic więc dziwnego, że raporty Banku DNB i doradcy Deloitte przewidują, że do 2020 r. blisko 1/3 sprzedawanych aut na całym świecie będą stanowiły właśnie elektryki.
Samochody elektryczne – przyszłość, ale nie teraźniejszość?
Jak mówi Paweł Wójtowicz z Biura Przemysłu Wytwórczego i Motoryzacyjnego Banku DNB Polska, na świecie wciąż produkowane są coraz bardziej nowoczesne i efektywne samochody elektryczne. Do ich zakupu zachęcają ulgi podatkowe, wjazd do miast o ograniczonej chłonności bez ustalonych opłat, darmowe parkingi i rozwijające się sieci stacji tankujących. Polskie stacje wciąż jednak zastawione są samochodami spalinowymi, a na przywileje dla posiadaczy samochodów elektrycznych trzeba jeszcze poczekać. Bodziec z USA i rozwiniętych krajów europejskich ma jednak wkrótce dotrzeć i do naszego kraju.
Najczęściej sprzedawanym samochodem elektrycznym w Europie jest Nissan Leaf. Jego produkcja wzrasta z roku na rok. Jak twierdzi Guillaume Cartier, wiceprezes ds. sprzedaży i marketingu Nissan Europa, użytkownicy Nissana Leaf przejeżdżają średnio 40% więcej kilometrów niż kierowcy aut spalinowych. Tendencja wzrostowa daje podstawy, by sądzić, że rynek aut elektrycznych będzie się nieustannie rozwijał. Samochody zostaną podzielone na miejskie krótkodystansowce i te, które są w stanie przejechać odległości porównywalne do zasięgu pojazdów z silnikami spalinowymi. Nurt ten powoli można już zauważyć w Niemczech, Francji i Japonii, gdzie preferowane są samochody miejskie, oraz w USA, gdzie prym wiodą długodystansowe samochody elektryczne.
Ostatniego słowa wciąż nie powiedziały również auta hybrydowe. Tutaj niemal bezkonkurencyjna wydaje się być Toyota – marka, w końcu 2014 roku ogłosiła sprzedaż swoich samochodów do 90 państw europejskich, do tej pory wyprodukowała 27 modeli aut hybrydowych i jeden model typu plug-in hybrid.
Samochody elektryczne – nie tylko Nissan
Raport IHS Automotive podaje, że dziś samochody elektryczne stanowią 1% wszystkich pojazdów na drogach. Wyjątkiem jest Norwegia, gdzie udział samochodów elektrycznych i hybrydowych w całym rynku motoryzacyjnym sięga ponad 33%.
Choć samochody elektryczne wciąż trudno dostrzec na naszych drogach, oferta ekologicznych pojazdów na polskim rynku jest całkiem bogata. Jakie elektryki możemy kupić?
Nissan Leaf
Wspomniany wcześniej, typowo miejski samochód elektryczny. Za model ładujący się ok. 8 godzin na ładowarce lub 12 godzin przez zwykłe gniazdko trzeba zapłacić nieco ponad 120 tys. zł. Dodatkowo Nissan Leaf produkowany na rynki europejskie ma ograniczenia prędkości do 145 km/h, co pozwala na przejechanie ok 200 km na jednym ładowaniu.
BMW i3
Kompaktowy samochód elektryczny do miasta. Dzięki zainstalowanemu na ścianie modułowi Wallbox Pure (do kupienia w Autoryzowanym Serwisie BMW) samochód ładuje się jedynie 6 godzin, co pozwala na przejechanie ok. 160 km. Za BMW i3 zapłacimy ok. 150 tys. zł.
Renault Zoe
Samochód elektryczny od Renault kupimy już za 90 tys. zł. Jeśli zdecydujemy się na zamontowanie terminala domowego do ładowania silnika, pełen akumulator będziemy mieli po 10 godzinach. Na jednym ładowaniu przejedziemy maksymalnie 150 km. Jeśli dodatkowo zamontujemy terminal Wallbox, samochód będzie gotowy do jazdy już po 4 godzinach. Zoe możemy ładować niemal wszędzie po zakupieniu kabla (koszt nieco ponad 3 tys. zł), który umożliwia podłączenie pojazdu do tradycyjnego gniazdka domowego. Dlaczego więc te stosunkowo niedrogie samochody elektryczne nie stoją w każdym garażu?
Otóż Renault Zoe sprzedawany jest… bez akumulatora! Miesięczny koszt wynajęcia akumulatora to 380 – 590 zł, roczny oscyluje w granicach 12,5 tys. zł. Dodatkowo, po okresie wynajmu nie można wykupić akumulatora do własnego użytku.
Renault Kangoo
Renault Kangoo jest jedynym dostawczym elektrykiem dostępnym na polskim rynku. Jego cena sięga ponad 100 tys. zł. Na akumulatorze ładowanym w domowym terminalu przez 6 – 9 godzin można przejechać ok 150 km. Niestety, podobnie jak w przypadku Zoe, nie wykupimy tu swojego akumulatora.
Smart Fortwo Coupe Electric
To dwuosobowy maluszek idealny do szybkiej i zwinnej jazdy miejskiej. Na pełnym akumulatorze przejedzie ok 120 km. Model sprzedawany jest za ok 80 tys. zł. Jeśli dodatkowo do Smarta nie wykupimy akumulatora (za nieco ponad 20 tys. zł), można go wynajmować średnio za 250 zł/ miesiąc.
Tesla model S
To najbardziej znany samochód elektryczny klasy premium. Wysokie standardy jazdy, interesująca linia, dopracowane wnętrze i zaspakajające osiągi przekładają się niestety na wysoką cenę auta. Teslę można kupić przez internet (to samochód raczej niespotykany w salonach) za ok. 75 tys. euro.
Zaletą tego samochodu jest darmowy dostęp do stacji ładowania Supercharger. 40-minutowa wizyta na stacji pozwala przejechać aż 370 km.
Niestety, w Polsce Supercharger wciąż jest w sferze marzeń, choć powoli zaczyna ją opuszczać. Według obietnic, do końca 2016 roku mamy posiadać 7 takich stacji, wybudowanych przy współpracy z PKN Orlen. Polskie Superchargery mają powstać w okolicach Poznania, Łodzi, Katowic, Wrocławia, Torunia, Rzeszowa i Białegostoku.
Używane samochody elektryczne
Jak wcześniej przedstawiliśmy, samochody elektryczne nie są wcale tanie. „Kilka” z nich jeździ po kraju, więc przestały być postrzegane jak dziwactwa z filmów SF. Osobom wyznającym filozofię proekologicznego życia, która nie idzie w parze z pojemnym portfelem, z pomocą przychodzi rynek wtórny.
Na przełomie 2015 i 2016 roku można było zakupić kilka modeli używanych elektryków w całkiem interesującej cenie.
Nissan Leaf
Najpopularniejszy samochód elektryczny. Najtańszy, znaleziony na aukcjach motoryzacyjnych pochodził z 2012 roku. Miał przebieg 47 tys. km, był zadbany i bezwypadkowy. Można było go kupić już za 55 tys. zł.
Najdroższe auto używane produkowane było w 2014 r, na liczniku miało zaledwie 6500 km i kosztowało 99,9 tys. zł. Nissany królują w tym przedziale cenowym i praktycznie nie mają konkurencji.
Renault Fluence ZE
To zdecydowanie tańszy samochód niż popularny Leaf. Rocznik 2012 można było kupić już za nieco ponad 40 tys. zł. Miał 27 tys. km przebiegu i niestety wciąż wymagał wynajęcia akumulatora, co obniżało jego comiesięczną wartość o kilkaset złotych.
Wyjściem mogło być sprowadzenie używanego Renault z zagranicy, już za niespełna 20 tys. zł.
Renault Twizy
Model z 2012 roku, z nieco uszkodzonym zderzakiem, można było kupić już za 12 tys. zł. Choć wygląda jak element scenografii Gwiezdnych Wojen, nie ma sobie równych w zakorkowanych metropoliach.
Mitsubishi i –MiEV
A właściwie C-Zero i On od Citroëna i Peugeota, które odkupiły tenmodel od Mitsubishi. Można go kupić już za 38 tys. zł. – tyle kosztuje samochód z 2012 r, który nie ma więcej niż 40 tys. km przebiegu. Na rynku znajdowały się tylko samochody sprowadzane z zagranicy, ale za to bardzo zadbane.
Opel Ampera
To wyjątkowe auto – hybryda, którą jednak można zaklasyfikować jako samochód elektryczny. Ma motor elektryczny, wspomagany spalinowym. Model nie jest już produkowany, ale pojazd z 2014 roku, z przebiegiem 4000 km można było kupić za 119 tys. zł Dużo? Rocznik 2012 można było znaleźć już za 68 tys. zł. Samochód przejechał ponad 170 tys. km, więc był dosyć wyeksploatowany.
Mitsubishi Outlander PHEV
Dużego elektrycznego SUV-a można było znaleźć nawet u dilerów. Auta demonstracyjne czy testowe sprzedawali za 150 tys. zł, przy cenie salonowej w granicach 200 tys. zł.
Najtańszy znaleziony wówczas samochód tego typu, miał przebieg w granicach 12 tys. km i kosztował nieco ponad 120 tys. zł.
BMW i3
To samochód zaskakujący. Jego cena salonowa, przy silniku elektrycznym, wynosiła 153 tys. zł. Za hybrydę trzeba było zapłacić 174 zł. Zaskakujące jest to, że roczny samochód kosztował praktycznie tyle samo. Innych egzemplarzy akcje motoryzacyjne nie odnotowały.
Tesla Model S P85
Samochód, dla którego warto żyć, można kupić całkiem bezproblemowo. Problemy zaczynają się jedynie, gdy zerkniemy na cenę. Roczniki 2013 – 2015 kosztowały od 300 – 590 tys. zł, a ich przebiegi nie przekraczały 20 tys. km.
Co z tym rynkiem?
Polski rynek samochodów elektrycznych istnieje i rozwija się, wciąż jest jednak ubogi. Warto zapoznać się z dostępnymi modelami, dopasowanymi praktycznie do wszystkich wymagań. Jeśli finanse nie pozwolą na zakup najnowszego modelu samochodu elektrycznego, można skorzystać z rynku wtórnego. Rozwijająca się sieć „ładowarek” i ekologiczne wymagania europejskie wręcz zmuszają do zastanowienia się nad zakupem samochodu sprzyjającego ochronie środowiska.
To tylko kwestia czasu, kiedy zobaczymy auta elektryczne, a te na paliwo odejdą w zapomnienie. Ale pierw muszą się wyczerpać złoża ropy 🙂